Zawsze przychodzi za szybko. Zawsze szukamy jej przyczyn. Zawsze zastanawiamy się, czy nie mogliśmy jej zaradzić. Zawsze pozostawia nas w żalu, zapłakanych i pełnych wątpliwości w sens istnienia. Niestety, wszyscy do niej zmierzamy.
Śmierć.
Koszykarski Wałbrzych poniósł wielką stratę. Na błękitne boiska odszedł jeden z najbardziej zasłużonych dla Wałbrzycha koszykarz Stanisław Ignaczak. Chłopak z mojej drużyny. Członek drużyny, który koszykówki mnie nauczył i dzięki której koszykówkę pokochałam.
Na różnych internetowych stronach można znaleźć statystyki dotyczące Jego gry. Oto dowiadujemy się, że rozegrał 361 meczów, zdobył 3549 punktów, co daje średnio 9,8 punktów na mecz. Grał w Górniku Wałbrzych i Resovii Rzeszów. Zdobywał mistrzostwa i wicemistrzostwa kraju z Górnikiem Wałbrzych i Resovią Rzeszów. Pada również nazwa Gwardii Wrocław, ale w podanych na stronie „PLK History” danych brakuje informacji o udziale Staszka w rozgrywkach w tym klubie. Jest natomiast wzmianka o grze w Gwardii Szczytno. Chyba pomyłka...W czasie swojej kariery zdobył dwa tytuły Mistrza Polski - 1975 i 1982, trzy wicemistrza - 1974, 1981, 1983, dwa razy wraz z drużyną wywalczył trzecie miejsce w kraju - 1976, 1977, raz zdobył Puchar Polski - 1974.
Kim dla mnie był Staszek? Oczywiście poznałam go zaczarowanego dnia 3 lutego 1971 roku, kiedy w niewielkiej sali, zwanej szumnie halą sportową, w Wałbrzychu przy ulicy Masarskiej (obecnie Plac Teatralny) zakochałam się w koszykówce. A ta miłość, jak wiedzą moi znajomi, zmieniło moje życie raz na zawsze.
Staszek był najmłodszym zawodnikiem w drużynie. Wielki talent, nadzieja wałbrzyskiej koszykówki – tak mówiono w „kuluarach” hali, znaczy się po prostu przy drzwiach wejściowych w szatni dla kibiców. Najmłodszy wyróżniał się sylwetką. Wysoki i chudy. O takich mówiło się wówczas - długi. Oczywiście, że wołano na niego „Igła”. Niesamowita zbieżność sylwetki z nazwiskiem! Moja koleżanka, kibicująca Górnikowi na przełomie lat 70/80 pamięta natomiast nieco późniejsze określenie Staszka - „Szpilka”: wysoki, chudy, a na końcu niewielka głowa.
Wzrost wałbrzyszanina budzi dziś sporo... kontrowersji. Otóż w wydawnictwach poświęconych historii koszykówki w Wałbrzychu widnieje wzrost... 175 cm. Podejrzewam, że ktoś popełnił klasyczną literówkę, a potem kolejny ktoś ją powtórzył. Staszek na pewno miał powyżej 190 cm.
Na początku lat siedemdziesiątych spodobał się mojej koleżance, którą zabrał na mecz, żeby zobaczyła, co to koszykówka. Oczywiście, że zapytałam dlaczego akurat On... Odpowiedź była prosta: „Bo reszta to starzy ludzie, on jeden jest młody. U takiego młodego to jeszcze mam szansę”. No tak, jak człowiek ma trzynastkę na karku, to wszyscy powyżej dwudziestki są starcami. Wtedy nie wiedziałam, ile owych lat Staszek miał naprawdę. Na swoje dwadzieścia jeden w 1971 roku zdecydowanie nie wyglądał. Panie by się cieszyły - wyglądał znacznie młodziej.
Staszka spotkałam na wczasach w Dziwnowie. Był rok 1971, może 1972... Pojechałam do ośrodka wypoczynkowego Kopalni Węgla Kamiennego Wałbrzych wraz z ojcem i bratem. Górnik był wówczas klubem tejże kopalni, nic więc dziwnego, że koszykarze przyjechali odpoczywać właśnie do Dziwnowa. Było ich dwóch: Staszek Ignaczak i Grzesiek Karolewski.
Panowie przyjechali na dwa tygodnie i zapewne świetnie się bawili. Oczywiście kłaniali się codziennie mojemu ojcu. Staszek podrywał młodą, ładną brunetkę. Wypatrywałam jej potem podczas meczów. Nie, to była tylko wczasowa znajomość. Nigdy jej potem nie spotkałam. Ale wówczas zapisałam na swoje konto kolejną informację o życiu prywatnym jednego ze swych idoli. Takie czasy, internetu nie było i wszelkie informacje o życiu prywatnym znanych osobistości trzeba było zdobywać w inny sposób.
W 1973 Staszek przeniósł się do Rzeszowa. Mówiono, że dostał „dobrą propozycję”. Mój Górnik wówczas balansował nieustannie między I a II ligą. Potem Staszek wrócił do Wałbrzycha. Od tamtego roku nie widziałam już go w grze. Powinnam pamiętać rok 1981, ale nie pamiętam. Ze statystyk Staszka wynika, że w sezonie 1980/81 rozegrał tylko osiem spotkań w barwach Górnika. To były te, na których nie byłam.
Wspominając wraz z koleżanką Staszka pamiętamy go bardzo dobrze. Może brak konkretnych sytuacji, wspomnień konkretnych czynów, ale jest to najważniejsze.... on BYŁ. Po prostu - BYŁ. W pierwszej piątce. W koszulce z napisem „Górnik”. Był zawsze. Ostatni raz spotkałam go w 2006 roku na niesamowitym meczu dawnych gwiazd Górnika Wałbrzych, meczu wspomnień... Wystąpił obok Tadka Reschke, Mietka Młynarskiego, Wojtka Krzykały i innych wielkich wałbrzyskich koszykarzy. Staszek miał wówczas włosy bielsze od moich... Wtedy dopiero uświadomiłam sobie, że jest ode mnie nieco starszy... Wówczas zagrał z numerem 8. Dla mnie zawsze będzie koszykarzem Górnika z numerem 6.
<-- Cofnij